Mały Rafał przychodzi na zajęcia w grupie "starszaków". Nie ma zdiagnozowanego ADHD, ale z pewnością jest dzieckiem nadpobudliwym. Te dni w tygodniu, kiedy się spotykamy są ciężkie. Z różnych powodów - jego tonu głosu, emocji, ruchliwości, chaosu w działaniach... Tylko, że dla mnie to jeden dzień w tygodniu, a dla niego każda sekunda życia. Mimo tego, że są ciężkie (dla nas obojga), bardzo je lubię, bo lubię Rafała. Jest bardzo wrażliwym chłopcem.
Po trzech miesiącach wspólnych zajęć jesteśmy trochę jak (nie przymierzając) stare małżeństwo - ja znam jego reakcje na pewne rzeczy, a on dokładnie zna moje. Niemal każde nasze spotkanie kończy się awanturą, milczeniem, aż wreszcie przychodzi czas pojednania. Ten schemat jest Rafałowi bardzo potrzebny, żeby zapanować nad negatywnymi emocjami. Wybucha nagle, z powodów, które po kilku spotkaniach da się przewidzieć, a co za tym idzie można się na ten wybuch przygotować.
Wiem, że Rafał chciałby umieć panować nad swoim głośnym "nie" (od którego za każdym razem robi się czerwony i boli go gardło), ale to jeszcze nie ten czas... Potem wyładowanie agesji na kolegach (już rzadko), sprzętach i najbliższym otoczeniu, a następnie zamknięcie się w sobie i przełykane łzy.
Już dziś potrafi powiedziec, że potrzebuje dla siebie chwili spokoju, zna zbawy, które pomagają dać ujście buzującym emocjom, ale nadal jest to dla niego okropne przeżycie. Widzę to za każdym razem w jego oczach. Widzę zawód i pewność, że po raz kolejny "jest niegrzeczny". Teraz pracujemy właśnie nad tym, by przestał tak o sobie myśleć. To będzie trudniejsze niż wyrobienie schematów zachowań, nauka rozładowywania napięcia, nazywanie negatywnych emocji i umiejętność wyciszenia.
W jego świecie dzieci są albo grzeczne albo niegrzeczne. On zalicza siebie do tych drugich. Tym bardziej miło jest dzielić z nim chwile, gdy coś mu się udaje... zwłaszcza coś związanego z "dobrym zachowaniem". Spotkania raz w tygodniu to za mało, żeby odnaleźć prostą ścieżkę w rozbieganym świecie Rafała. Na szczęście jest przy nim kochająca mama, która nie dzieli świata na grzeczny i niegrzeczny.
Po trzech miesiącach wspólnych zajęć jesteśmy trochę jak (nie przymierzając) stare małżeństwo - ja znam jego reakcje na pewne rzeczy, a on dokładnie zna moje. Niemal każde nasze spotkanie kończy się awanturą, milczeniem, aż wreszcie przychodzi czas pojednania. Ten schemat jest Rafałowi bardzo potrzebny, żeby zapanować nad negatywnymi emocjami. Wybucha nagle, z powodów, które po kilku spotkaniach da się przewidzieć, a co za tym idzie można się na ten wybuch przygotować.
Wiem, że Rafał chciałby umieć panować nad swoim głośnym "nie" (od którego za każdym razem robi się czerwony i boli go gardło), ale to jeszcze nie ten czas... Potem wyładowanie agesji na kolegach (już rzadko), sprzętach i najbliższym otoczeniu, a następnie zamknięcie się w sobie i przełykane łzy.
Już dziś potrafi powiedziec, że potrzebuje dla siebie chwili spokoju, zna zbawy, które pomagają dać ujście buzującym emocjom, ale nadal jest to dla niego okropne przeżycie. Widzę to za każdym razem w jego oczach. Widzę zawód i pewność, że po raz kolejny "jest niegrzeczny". Teraz pracujemy właśnie nad tym, by przestał tak o sobie myśleć. To będzie trudniejsze niż wyrobienie schematów zachowań, nauka rozładowywania napięcia, nazywanie negatywnych emocji i umiejętność wyciszenia.
W jego świecie dzieci są albo grzeczne albo niegrzeczne. On zalicza siebie do tych drugich. Tym bardziej miło jest dzielić z nim chwile, gdy coś mu się udaje... zwłaszcza coś związanego z "dobrym zachowaniem". Spotkania raz w tygodniu to za mało, żeby odnaleźć prostą ścieżkę w rozbieganym świecie Rafała. Na szczęście jest przy nim kochająca mama, która nie dzieli świata na grzeczny i niegrzeczny.